Liczba wyświetleń

18 marca 2014

TINT'Y: BELL; LADYCODE by Bell!

Witam ponownie :) 




Dzisiaj na recenzje wybrałam dwa Tinty firmy Bell, które kupiłam w Biedronce, więc opakowaniami trochę się różnią od "oryginalnych", które znajdziemy np. w Naturze.

Ceny za oba produkty wahały się 6-8 zł, już niestety nie pamiętam, chociaż pamięć mam dobrą, ale krótką:P
Jak to w Biedronce także bywa numerki były na pudełku, które wyrzuciłam, a na opakowaniu takiej informacji nie mamy. Tak czy siak, oba kolory to piękne róże - w porywach do określenia jako fuksja.





Zaczniemy od LIP TINTU, który mam już prawie rok.

Pojemność: 5,5gr

Od producenta:
Sekret działania produktu to formuła `long lasting`, która sprawia, że kolor trzyma się niezwykle długo od momentu aplikacji. Specjalne składniki zawarte w formule Lip Tint barwią naskórek ust, co gwarantuje efekt przypominający makijaż permanentny. Kolor trzyma się niezwykle długo od momentu aplikacji. Usta wyglądają niezwykle świeżo, naturalnie i kusząco. Dostępny w sześciu odcieniach.

Moja opinia:
- ogólnie świetny produkt, naprawdę po pierwszym użyciu się zakochałam ze względu na kolor oraz trwałość - co najmniej 5 godzinna
- pomadka ma wygodny aplikator, chociaż gilgocze przy nakładaniu :D do tego przy owym nakładaniu jest przyjemne uczucie chłodu
- po nałożeniu trzeba poczekać, aż produkt wchłonie się w nasze usta, później jeszcze przez ponad godzine czuć, że mamy warstewke czegoś na ustach, a po jeszcze paru godzinach czuć ściągnięte, przesuszone usta, ale kolor nadal jest, wystarczy nałożyć odrobine balsamu i znowu jest ok, przynajmniej na chwile..
- jeżeli chodzi o schodzenie tego produktu to u mnie schodzi równomiernie, nie zostaje np. na obrzeżach ust tylko po prostu całe usta blakną :P
- ma fajny słodko-miło-chemiczny zapach;)



Drugi tint LADYCODE by Bell, kupilam bo zaintrygowała mnie jego forma - pomadki-balsamu i tym samym LIP TINT poszedł w odstawkę. Zaraz się dowiecie czemu ;)
Nie mam pojęcia jaka pojemność i co producent obiecywał bo musiałam wyrzucić opakowanie;p
Wiem, że były 3 kolory, oprócz tego, coś w fiolet i w czerwień.

Tak czy siak:
- kolor po nałożeniu na usta jest baaaardzo delikatny, lecz później zmienia się na ostrzejszy co widać na zdjęciach
- ma przesłodki zapach
- bardzo łatwo się nakłada, jak normalny balsam do ust, więc łatwo sobie wyjechać poza usta i łojoj lepiej tak tego nie zostawić bo będziemy śmiesznie wyglądać;p
- taak.. balsam do ust- jego naprawdę przez pare godzin czuć normalnie jak balsam- nie robi spierzchniętych ust jak LIP TINT, czuć, że mamy balsam na ustach i widać, że mamy piękny trwały kolor
- jednakże po około 3 godzinach nie schodzi równomiernie, tylko właśnie obrysowuje usta.. szkoda, ale jeżeli znowu pomalujemy się nim to jest znowu OK!



Na górze LADYCODE by Bell, niżej LIP TINT Bell 


Porównując oba i oba kochając wręcz, stwierdzam, że u mnie wygrywa  pomadko-balsam. Jestem zakochana! Mimo, że obrysowuje usta to jest moim ulubieńcem! 

Polecam wypróbowanie obu, lecz z naciskiem na LADY CODE'a ;)

Pozdrawiam!!

1 komentarz:

  1. mam ten pierwszy tint, o tym z serii Ladycode nie słyszałam, muszę to nadrobić bo podoba mi się pomysł tinta w formule pomadki :)

    OdpowiedzUsuń